W Podręczniku Gracza znajdziecie co
nieco o kuchni poszczególnych Rodów. Ale nie napisaliśmy tam ani słowa o
pączkach, faworkach ani racuchach. W Tłusty Czwartek warto więc poświęcić
trochę miejsca tym dobrze kojarzącym się wypiekom. W naszym świecie XVI wiek
przyniósł wielki postęp na tym polu. Nie może więć ich zabraknąć również na
ziemiach między Kaplas a Wzgórzami.
Imperium znalazło się w trudnej sytuacji. Wiele tradycyjnych
wypieków straciło rację bytu. Zniknęły bogate pola Laion z ich unikalnymi
uprawami zbóż i słodkich warzyw , sady Pojezierza Szaneh z cudownymi odmianami
owoców (zwłaszcza jabłoni), regalickie poletka goździków i cynamonu czy barcie
Ligi Północnej dające najlepsze miody. Zaginęły niezliczone przepisy. Nie
śmiejcie się z weteranów wspominających ciasto ze słodką marchwią montaubańską czy
oilebole z Miast Kupieckich. Oni pamiętają świat, który był słodszy i pełen różnorodności.
Tutaj jednak chcemy opowiedzieć o wypiekach, które dotrwały do naszych czasów. Pączki
należą do tej kategorii.
Jak wiele opowieści o Imperium, ta zaczyna się za czasów
Monarchii. Jej cywilizacja miała ogromny wpływ na kuchnię świata ludzi, a Realmici
ciągle pamiętają niektóre przepisy sprzed wieków. Podobno gdy Książę od Białego
Jelenia i Księżniczka-Pliszka połączyli swoje ludy, zderzyły się ze sobą dwie różne
tradycje, tak na wojnie, w obyczajach jak i w kuchni. Elfy przyniosły ze sobą przepisy
na rozmaicie przyrządzone dania jarskie: pieczone jabłka, placki z suszonymi owocami,
pierogi nadziewane jagodami i innymi darami lasu. Ludzie z kolei pokazali, jak
przygotować mięso, nadziać nim ciasto i smażyć je w głębokim zwierzęcym
tłuszczu. Z tego połączenia powstała niezwykła kuchnia. Pierogi nadziano
mięsem, do rozgrzanego tłuszczu trafiły placki z jabłkiem dając początek
racuchom i tradycji, która nas tutaj najbardziej interesuje. Nowo powstały
naród stał się mistrzem zaskakujących połączeń, które pozwalały jego ludzkim i
elfim członkom cieszyć się wspólnymi posiłkami. Jednym z kompromisów okazały
się też potrawy z ryb, popularne zwłaszcza na południu Monarchii, ziemiach
które stały się później niezależnym państewkiem Szaneh. Z tamtych okolic pochodziła
na przykład słynna obecnie w Speraux „ryba z Dess”. Ale nie o daniach głównych
będzie dziś mowa.
Realmickie pączki i
bjorskie krapple
Deserem, który świetnie oddawał przedziwne połączenie
tradycji Elfów i ludzi okazały się pączki. Gęste ciasto smażone w głębokim
oleju, zwykle smalcu, było kontynuacją kuchni tych drugich, podczas gdy
spiczastousi wnieśli ze sobą umiejętność nadziewania wypieków wieloowocowym dżemem
z owoców dzikiej róży, jabłoni a czasami śliwy czy poziomkowym. Pokryty
stopionym cukrem pączek trafiał na szlacheckie stoły, podczas gdy jego uboższe wersje,
często nieforemne, stały się przysmakiem biedoty. Niemal zapomniane święta tego
ludu, jak kończący zimę festyn, który w starożytnych zapiskach kaplasczyków nazywany
jest Dniem Masła, wiązały się z radosnym obżarstwem (sami ludzie ze Stolicy
nazywają tytułowe ciastka „bomboloni”). Pączki i pokrewne im wypieki uświetniały
wszystkie tego typu obchody.
Kultura Monarchii wpływała na wszystkie okoliczne krainy. Szczególnie
silnie widać je u Biora. Z jednej strony obydwa ludy uwielbiały zawsze potrawy
oparte o miód i dziś trudno powiedzieć, kto wymyślił na przykład pierniki. Pewnym
za to jest, że pączki zainspirowały bjorskich kucharzy do stworzenia lżejszej i
suchszej ich wersji, zwanej krapplami. Zachowały się ślady tego w ich legendach. Tych
zaś jest rozmaitość, żeby wspomnieć o tej o drzewie dającym takie owoce, które
wyrosło na grobie realmickiej kochanki pewnego barona a kończąc na popularnym
żarcie o tym różnych częściach elfich ciał, z których tworzone są wypieki (w
armii Ligi szczególnie popularne były porównania tyczące się mniejszych „krappli
wzgórzańskich”). Wypieki te szczególnie popularne były w rodzinnych
posiadłościach baronów Are, stąd i dzisiaj można często zjeść je w Aude. Biora
opracowali szereg zasad tyczących się właściwych i dopuszczalnych połączeń
nadzienia i posypki na wierzchu. Jak zwykle Niedźwiedzie wprowadziły porządek do
kolejnej spontanicznej części ludzkiego życia.
Drugą potrawą, która wyrosła z połączenia tradycji Elfów i
ludzi jest tak zwana „realmicka róża”, kruche ciasto smażone w smalcu,
ukształtowane przez półelfich kuchmistrzów w kształt kwiatu i nadziane czerwoną
marmoladą. Te piękne wypieki zdobiły stoły magnatów Monarchii i szlachty podbitego
Realmu. Ich elegancka uroda urzekła też Lajonitów. Już w Ciemnych Wiekach pojawiły
się one na dworach Lwów wraz z półelfimi cukiernikami. Ich tworzenie wymaga
jednak wielkiej cierpliwości i staranności. Stąd już dobre stulecie temu w
Montauban pojawiła się poważna modyfikacja przepisu, która szybko zrobiła
furorę wśród dobrze urodzonych w Laion.
Legenda mówi, że młody kuchcik, który kroił kolejne paski na
realmickie róże, potknął się niosąc cała tacę skrawków, które wpadły do kadzi z
olejem. Okazało się, że podane z cukrem stanowią doskonały deser, który
zachwycił mistrza pechowego pomocnika. Po drobnej modyfikacji, rozcięte i
zawinięte, pieczone wstążki (w laion zwane faveur), stały się przysmakiem tak
książąt jak i mieszczan. Są dużo lżejsze dla żołądka od pączków, łatwiejsze w
przygotowaniu od róż realmickich i, co Lajonici bardzo cenią, kruche a
wypełnione powietrzem. Tak bardzo się spodobały, że arystokracja nazywa je devoilrai,
„skrzydłami devów”.
O Góralach i słoninie
Z nieznanych przyczyn niewielki Górski Klan O’Sullen przygotowuje
potrawę do złudzenia przypominającą realmickie pączki. Trudno powiedzieć, jak
ten przepis do nich zawędrował. Może w dawnych czasach spotkali się z Półelfami
a niewykluczone, choć zaskakujące, że sami wpadli na bardzo podobny pomysł. Zdziwiłby
się jednak ten, kto nieprzygotowany sięgnąłby o ich przykład. Jak zwykle Górale
odwracają wszystko do góry nogami.
Nadzieniem tych ciastek smażonych w smalcu jest… słonina. Górale
lubią podsuwać je niespodziewającym się niczego gościom. Sami zajadając się nimi
piją zwykle mocny alkohol. Ten Klan, co również zastanawiające, pędzi mocną
wódkę, podobną do realmickiej. Swoją wariację na temat pączków Górale jedzą ze
smażoną cebulą, zwykle na ciepło. Choć danie jest ciężkie, odpowiednio podane stanowi
pełnoprawny, sycący i dość zdrowy posiłek.
Pomysły na
przygody:
Pączek w maśle, sygnet w pączku
Wyzwanie: W
jednym z kupionych w miejskiej piekarni lub od obnośnego sprzedawcy pączku jeden
BG znajduje niewielki pierścionek albo sygnet z herbem realmickiej szlacheckiej
rodziny. Szczęśliwie udaje się uniknąć złamania zęba. Grupa ma przed sobą zagadkę, którą może omówić przy
posiłku.
Odpowiedź: Mamy
klasyczną sytuację damy w opresji. Realmicka szlachcianka została uwięziona przez
wrogów swego Rodu i ma wkrótce zginąć. Znając naturę gęstego ciasta na pączki
wrzuciła do nich zsunięty z drobnej dłoni sygnet. To jej ostatnia szansa na
ratunek.
Starcie: W
zależności od natury kampanii Półelfkę mogą więzić mroczni kultyści, wywiad
jednej z krain lub po prostu rasiści, którzy chcą zrobić z brutalnej egzekucji
przykład. Możecie rozegrać tę przygodę jako szybką akcję, w której trzeba
będzie pokonać ochronę dużej piekarni oraz grupę porywaczy albo żmudne
śledztwo, w którym trzeba będzie przesłuchać kilku cukierników ścigając się z
czasem. O północy bowiem dojdzie do egzekucji.
Zatrute jabłuszko
Wyzwanie: Na prośbę
jednej z arystokratek sojuszniczka drużyny (a może ktoś z jej członków) przygotowuje
truciznę, która zostaje wstrzyknięta do jabłka. To jednak, przez pomyłkę lub
akcję wrogów, wypada przez okno, trafia na wóz jadący do pałacu i trafia do hrabiowskiej
kuchni. Służba przygotowuje na deser racuchy.
Odpowiedź: Jabłko
miało posłużyć do otrucia znienawidzonej pasierbicy hrabiny. To mocny jad,
który działa z opóźnieniem, by mógł umknąć uwadze degustatora. Choć generalnie
trucizna zmierza we właściwym kierunku, konsekwencje mogą być, dosłownie,
fatalne. Drużyna jest ostatnią szansą na uniknięcie tragedii.
Starcie: Przed BG
trudne zadanie. Dostać się do kuchni hrabiowskiej, znaleźć właściwe jabłko
pośród kilkudziesięciu innych lub zniszczyć wszystkie racuchy na zamku nie
będzie łatwo. Zwłaszcza, że straż natychmiast zwraca uwagę na każdego obcego
kręcącego się w pobliżu posiłków rodziny władcy. W końcu ich poprzednia pani
zginęła od trucizny…
Poszukiwacze zaginionego przepisu
Wyzwanie: Starzejący
się ekscentryczny arystokrata, powiedzmy książę Franciszek de Castelasarin, wyznacza
wielką nagrodę za odnalezienie przepisu i przyrządzenie mu ulubionej potrawy z
dzieciństwa. Czując nadchodzącą śmierć chce jej ostatni raz spróbować.
Odpowiedź: Gdzieś
w starożytnych księgach w książęcej bibliotece Agenais, zbiorach rodziny de
Chantel albo zaginionej regalickiej kolonii można znaleźć pradawną receptę. W
każdym razie dla fortuny trzeba będzie udać się w daleką podróż, walczyć z
obrońcami księgozbioru (ludźmi lub potworami), i ścigać się z pomysłowymi i
bezwzględnymi konkurentami.
Starcie: Dużo zależy tu od Waszej drużyny. Taka
przygoda świetnie się sprawdzi tak w grupach kochających grzebanie w
zapomnianych bibliotekach, eksplorację zniszczonych miast, ale też preferujących
włamania do posiadłości kolekcjonerów czy dworskie negocjacje z podstępnymi de
Chantel. Warto opracować też trójkę konkurentów (na przykład starzejącego się
mola książkowego, adeptkę, za którą ciągną się długi i półelfią zabójczynię,
która chce przejść na emeryturę). Z początku będą przeszkadzać tak drużynie jak
i sobie nawzajem, ale jeśli połączą siły mogą stać się poważnym zagrożeniem.
+5 za pączki z charakterem :)
OdpowiedzUsuń:D Naprawdę lubimy pączki. Bez nich w każdym uniwersum byłoby smutno ;)
Usuń