czwartek, 7 lutego 2013

Pączki a sprawa realmicka, czyli o ostatkowych potrawach w Imperium

W Podręczniku Gracza znajdziecie co nieco o kuchni poszczególnych Rodów. Ale nie napisaliśmy tam ani słowa o pączkach, faworkach ani racuchach. W Tłusty Czwartek warto więc poświęcić trochę miejsca tym dobrze kojarzącym się wypiekom. W naszym świecie XVI wiek przyniósł wielki postęp na tym polu. Nie może więć ich zabraknąć również na ziemiach między Kaplas a Wzgórzami.


Imperium znalazło się w trudnej sytuacji. Wiele tradycyjnych wypieków straciło rację bytu. Zniknęły bogate pola Laion z ich unikalnymi uprawami zbóż i słodkich warzyw , sady Pojezierza Szaneh z cudownymi odmianami owoców (zwłaszcza jabłoni), regalickie poletka goździków i cynamonu czy barcie Ligi Północnej dające najlepsze miody. Zaginęły niezliczone przepisy. Nie śmiejcie się z weteranów wspominających ciasto ze słodką marchwią montaubańską czy oilebole z Miast Kupieckich. Oni pamiętają świat, który był słodszy i pełen różnorodności. Tutaj jednak chcemy opowiedzieć o wypiekach, które dotrwały do naszych czasów. Pączki należą do tej kategorii.


Jak wiele opowieści o Imperium, ta zaczyna się za czasów Monarchii. Jej cywilizacja miała ogromny wpływ na kuchnię świata ludzi, a Realmici ciągle pamiętają niektóre przepisy sprzed wieków. Podobno gdy Książę od Białego Jelenia i Księżniczka-Pliszka połączyli swoje ludy, zderzyły się ze sobą dwie różne tradycje, tak na wojnie, w obyczajach jak i w kuchni. Elfy przyniosły ze sobą przepisy na rozmaicie przyrządzone dania jarskie: pieczone jabłka, placki z suszonymi owocami, pierogi nadziewane jagodami i innymi darami lasu. Ludzie z kolei pokazali, jak przygotować mięso, nadziać nim ciasto i smażyć je w głębokim zwierzęcym tłuszczu. Z tego połączenia powstała niezwykła kuchnia. Pierogi nadziano mięsem, do rozgrzanego tłuszczu trafiły placki z jabłkiem dając początek racuchom i tradycji, która nas tutaj najbardziej interesuje. Nowo powstały naród stał się mistrzem zaskakujących połączeń, które pozwalały jego ludzkim i elfim członkom cieszyć się wspólnymi posiłkami. Jednym z kompromisów okazały się też potrawy z ryb, popularne zwłaszcza na południu Monarchii, ziemiach które stały się później niezależnym państewkiem Szaneh. Z tamtych okolic pochodziła na przykład słynna obecnie w Speraux „ryba z Dess”. Ale nie o daniach głównych będzie dziś mowa.



Realmickie pączki i bjorskie krapple

Deserem, który świetnie oddawał przedziwne połączenie tradycji Elfów i ludzi okazały się pączki. Gęste ciasto smażone w głębokim oleju, zwykle smalcu, było kontynuacją kuchni tych drugich, podczas gdy spiczastousi wnieśli ze sobą umiejętność nadziewania wypieków wieloowocowym dżemem z owoców dzikiej róży, jabłoni a czasami śliwy czy poziomkowym. Pokryty stopionym cukrem pączek trafiał na szlacheckie stoły, podczas gdy jego uboższe wersje, często nieforemne, stały się przysmakiem biedoty. Niemal zapomniane święta tego ludu, jak kończący zimę festyn, który w starożytnych zapiskach kaplasczyków nazywany jest Dniem Masła, wiązały się z radosnym obżarstwem (sami ludzie ze Stolicy nazywają tytułowe ciastka „bomboloni”). Pączki i pokrewne im wypieki uświetniały wszystkie tego typu obchody.


Kultura Monarchii wpływała na wszystkie okoliczne krainy. Szczególnie silnie widać je u Biora. Z jednej strony obydwa ludy uwielbiały zawsze potrawy oparte o miód i dziś trudno powiedzieć, kto wymyślił na przykład pierniki. Pewnym za to jest, że pączki zainspirowały bjorskich kucharzy do stworzenia lżejszej i suchszej ich wersji, zwanej krapplami.  Zachowały się ślady tego w ich legendach. Tych zaś jest rozmaitość, żeby wspomnieć o tej o drzewie dającym takie owoce, które wyrosło na grobie realmickiej kochanki pewnego barona a kończąc na popularnym żarcie o tym różnych częściach elfich ciał, z których tworzone są wypieki (w armii Ligi szczególnie popularne były porównania tyczące się mniejszych „krappli wzgórzańskich”). Wypieki te szczególnie popularne były w rodzinnych posiadłościach baronów Are, stąd i dzisiaj można często zjeść je w Aude. Biora opracowali szereg zasad tyczących się właściwych i dopuszczalnych połączeń nadzienia i posypki na wierzchu. Jak zwykle Niedźwiedzie wprowadziły porządek do kolejnej spontanicznej części ludzkiego życia.



Realmickie róże i lajonickie wstążki

Drugą potrawą, która wyrosła z połączenia tradycji Elfów i ludzi jest tak zwana „realmicka róża”, kruche ciasto smażone w smalcu, ukształtowane przez półelfich kuchmistrzów w kształt kwiatu i nadziane czerwoną marmoladą. Te piękne wypieki zdobiły stoły magnatów Monarchii i szlachty podbitego Realmu. Ich elegancka uroda urzekła też Lajonitów. Już w Ciemnych Wiekach pojawiły się one na dworach Lwów wraz z półelfimi cukiernikami. Ich tworzenie wymaga jednak wielkiej cierpliwości i staranności. Stąd już dobre stulecie temu w Montauban pojawiła się poważna modyfikacja przepisu, która szybko zrobiła furorę wśród dobrze urodzonych w Laion.


Legenda mówi, że młody kuchcik, który kroił kolejne paski na realmickie róże, potknął się niosąc cała tacę skrawków, które wpadły do kadzi z olejem. Okazało się, że podane z cukrem stanowią doskonały deser, który zachwycił mistrza pechowego pomocnika. Po drobnej modyfikacji, rozcięte i zawinięte, pieczone wstążki (w laion zwane faveur), stały się przysmakiem tak książąt jak i mieszczan. Są dużo lżejsze dla żołądka od pączków, łatwiejsze w przygotowaniu od róż realmickich i, co Lajonici bardzo cenią, kruche a wypełnione powietrzem. Tak bardzo się spodobały, że arystokracja nazywa je devoilrai, „skrzydłami devów”.



O Góralach i słoninie

Z nieznanych przyczyn niewielki Górski Klan O’Sullen przygotowuje potrawę do złudzenia przypominającą realmickie pączki. Trudno powiedzieć, jak ten przepis do nich zawędrował. Może w dawnych czasach spotkali się z Półelfami a niewykluczone, choć zaskakujące, że sami wpadli na bardzo podobny pomysł. Zdziwiłby się jednak ten, kto nieprzygotowany sięgnąłby o ich przykład. Jak zwykle Górale odwracają wszystko do góry nogami.


Nadzieniem tych ciastek smażonych w smalcu jest… słonina. Górale lubią podsuwać je niespodziewającym się niczego gościom. Sami zajadając się nimi piją zwykle mocny alkohol. Ten Klan, co również zastanawiające, pędzi mocną wódkę, podobną do realmickiej. Swoją wariację na temat pączków Górale jedzą ze smażoną cebulą, zwykle na ciepło. Choć danie jest ciężkie, odpowiednio podane stanowi pełnoprawny, sycący i dość zdrowy posiłek.



Pomysły na przygody:



Pączek w maśle, sygnet w pączku

Wyzwanie: W jednym z kupionych w miejskiej piekarni lub od obnośnego sprzedawcy pączku jeden BG znajduje niewielki pierścionek albo sygnet z herbem realmickiej szlacheckiej rodziny. Szczęśliwie udaje się uniknąć złamania zęba. Grupa  ma przed sobą zagadkę, którą może omówić przy posiłku.

Odpowiedź: Mamy klasyczną sytuację damy w opresji. Realmicka szlachcianka została uwięziona przez wrogów swego Rodu i ma wkrótce zginąć. Znając naturę gęstego ciasta na pączki wrzuciła do nich zsunięty z drobnej dłoni sygnet. To jej ostatnia szansa na ratunek.

Starcie: W zależności od natury kampanii Półelfkę mogą więzić mroczni kultyści, wywiad jednej z krain lub po prostu rasiści, którzy chcą zrobić z brutalnej egzekucji przykład. Możecie rozegrać tę przygodę jako szybką akcję, w której trzeba będzie pokonać ochronę dużej piekarni oraz grupę porywaczy albo żmudne śledztwo, w którym trzeba będzie przesłuchać kilku cukierników ścigając się z czasem. O północy bowiem dojdzie do egzekucji.



Zatrute jabłuszko

Wyzwanie: Na prośbę jednej z arystokratek sojuszniczka drużyny (a może ktoś z jej członków) przygotowuje truciznę, która zostaje wstrzyknięta do jabłka. To jednak, przez pomyłkę lub akcję wrogów, wypada przez okno, trafia na wóz jadący do pałacu i trafia do hrabiowskiej kuchni. Służba przygotowuje na deser racuchy.

Odpowiedź: Jabłko miało posłużyć do otrucia znienawidzonej pasierbicy hrabiny. To mocny jad, który działa z opóźnieniem, by mógł umknąć uwadze degustatora. Choć generalnie trucizna zmierza we właściwym kierunku, konsekwencje mogą być, dosłownie, fatalne. Drużyna jest ostatnią szansą na uniknięcie tragedii.

Starcie: Przed BG trudne zadanie. Dostać się do kuchni hrabiowskiej, znaleźć właściwe jabłko pośród kilkudziesięciu innych lub zniszczyć wszystkie racuchy na zamku nie będzie łatwo. Zwłaszcza, że straż natychmiast zwraca uwagę na każdego obcego kręcącego się w pobliżu posiłków rodziny władcy. W końcu ich poprzednia pani zginęła od trucizny…



Poszukiwacze zaginionego przepisu

Wyzwanie: Starzejący się ekscentryczny arystokrata, powiedzmy książę Franciszek de Castelasarin, wyznacza wielką nagrodę za odnalezienie przepisu i przyrządzenie mu ulubionej potrawy z dzieciństwa. Czując nadchodzącą śmierć chce jej ostatni raz spróbować.

Odpowiedź: Gdzieś w starożytnych księgach w książęcej bibliotece Agenais, zbiorach rodziny de Chantel albo zaginionej regalickiej kolonii można znaleźć pradawną receptę. W każdym razie dla fortuny trzeba będzie udać się w daleką podróż, walczyć z obrońcami księgozbioru (ludźmi lub potworami), i ścigać się z pomysłowymi i bezwzględnymi konkurentami.

Starcie:  Dużo zależy tu od Waszej drużyny. Taka przygoda świetnie się sprawdzi tak w grupach kochających grzebanie w zapomnianych bibliotekach, eksplorację zniszczonych miast, ale też preferujących włamania do posiadłości kolekcjonerów czy dworskie negocjacje z podstępnymi de Chantel. Warto opracować też trójkę konkurentów (na przykład starzejącego się mola książkowego, adeptkę, za którą ciągną się długi i półelfią zabójczynię, która chce przejść na emeryturę). Z początku będą przeszkadzać tak drużynie jak i sobie nawzajem, ale jeśli połączą siły mogą stać się poważnym zagrożeniem.

2 komentarze:

  1. +5 za pączki z charakterem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Naprawdę lubimy pączki. Bez nich w każdym uniwersum byłoby smutno ;)

      Usuń