wtorek, 11 czerwca 2013

Miłość w Imperium V: Wzgórzanie

(Wpis ten dedykuję Sarze)

Spośród koncepcji wszystkich Rodów, to chyba wzgórzański stosunek do miłości zmienił się najbardziej od Końca Świata. Zrobił to nadto w zaskakujący sposób. W dawnych czasach Księstwo Wzgórz cechowało się niezwykle ścisłą hierarchią feudalną, która stawiała poważne granice nawet wśród szlachty. Trudno było uwierzyć, by młody świeżo pasowany rycerz mógł się starać o rękę córki grafa czy earla. O tej drugiej mógł zapomnieć nawet baronet, czyli młodzieniec pochodzący z lepszego domu. Prawa krainy zakładały poważne konsekwencje w przypadku mezaliansu. Związek z osobą spoza stanu mógł się zakończyć  okrutnymi karami, z napiętnowaniem i wygnaniem włącznie. Dzieci z nieprawego łoża były zwykle traktowane  brutalnie, czasem nawet zabijane. Małżeństwa szlachty były więc zawsze kwestią polityki, a częściej nawet podtrzymania rodzinnych sojuszy czy porozumień ekonomicznych. Zachodnie Wzgórza nie były krainą bogatą i przetrwanie poszczególnych linii licznej szlachty zależne było od dobrze przemyślanego połączenia posiadłości. To wszystko zmieniło się wraz z Końcem Świata.

Druga Armia Ligi Północnej, w której skład wchodzili ocalali Wzgórzanie, była potężną machiną. Nie składali się na nią jednak tylko żołnierze. Za stutysięcznym kontyngentem wojska ciągnęły tysiące cywilów: osadnicy, robotnicy, ciury obozowe. Jak to zwykle bywa za żołdakami podążały też tłumy tych, którzy na wojnie chcieli zarobić: sprzedawców żywności, trunków, ochronnych amuletów i kobiet trudniących się najstarszym procederem świata. Na tę wojnę poszedł kwiat wzgórzańskiej młodzieży, góra dwudziestopięcioletni rycerze i łucznicy. Podobnie jak inni żołnierze, nie gardzili wdziękami gamratek. Nie mniej niż inni gwałcili. Często też porywali ładne dziewczęta, gdy wojsko szło już przez lajonickie tereny. Przez pięć lat wojny między pułkami z Księstwa Wzgórz a ciągnącym za nimi cywilami zrodziło się specyficzna więź. Przechodzili w końcu przez to samo piekło. Wielu młodych chłopców, którzy na polu bitwy stawali się mężczyznami, wchodziło w mniej lub bardziej trwałe związki z osadniczkami, brankami a nawet gamratkami. Armia Ligi postępowała zaś nieustannie naprzód, na zachód.

Tam, na wozach taboru i wśród namiotów, narodziło się nie tylko sporo wzgórzańskich dzieci, ale też nowe podejście do miłości i romansu. W ludziach z Księstwa Wzgórz odezwały się te same żądze, które napędzają Górali. W końcu w żyłach ludów Wzgórz płynie ta sama krew. U młodych rycerzy obudziła się ona z wielowiekowej drzemki. Świadomość ulotności życia i potrzeba bliskości sprawiły, że kochali szczerze i namiętnie, choć nie zawsze długo czy wiernie. Poczucie tymczasowości Wojny Ostatecznej i odległa wizja powrotu do Księstwa Wzgórz, żon i narzeczonych, sprzyjały eksperymentom i burzliwym romansom, ale też zwykłemu uleganiu chuci. Wychowani na wojnie Wzgórzanie byli innymi ludźmi niż ich ojcowie i dziadowie. A potem przyszedł Koniec Świata.

Przecięcie Imperium na dwoje i utracenie na zawsze ojczyzny były ogromnym szokiem dla Żelaznej Kompanii i pozostałych ocalałych członków Rodu. Tym większym, że ostatnie doniesienia z Zachodu mówiły  o zagładzie ich ojczyzny. Unicestwieniu Księstwa Wzgórz przez Demony. W przeciwieństwie do bjorskich sojuszników nie byli tylko odcięci od swoich braci. Stanowili wszystko, co zostało z ich ludu. Istnienie lub zagłada Rodu zależały wyłącznie od nich. Ta trauma stworzyła współczesnych Wzgórzan. Definiuje większość aspektów ich życia, w tym ich podejście do miłości.

Księstwo Wzgórz musi przetrwać. Tysiąc ludzi nie wystarczy, by je odtworzyć. To była pierwsza konstatacja ostatnich Wzgórzan w dniach po Końcu Świata. W związku z tym potrzeba jak najwięcej nowych członków ludu, jak najwięcej dzieci. To zaś oznacza konieczność porzucenia wspomnień o dawnej krainie i tych, którzy w niej zostali. Wdowcy Końca Świata musieli szybko znaleźć sobie nowe żony, kawalerowie narzeczone. Szukanie partnerek dla tysiąca rycerzy wśród otwarcie wrogiej szlachty Laion czy odległych mieszczek z Kaplas czy Regalii nie wchodziło oczywiście w grę. Uzależniłoby Księstwo od rodzin z innych państw. Trzeba było zrobić to, co wcześniej było nie do pomyślenia: przemienić w stałe dotychczasowe luźne związki, uznać bękarty, połączyć się z gamratkami, brankami a nawet chłopkami z podbitych ziem. W pierwszej chwili kwestia ta podzieliła Ród na dwa obozy. Tradycjonaliści próbowali znaleźć drogę pośrednią, chroniącą szlachetną krew przed rozrzedzeniem. Na Wielkiej Radzie Rodzin, która potem przemieniła się w rządzącą baronią Radę Stu, przeważyli jednak zwolennicy zmiany. Ród zmienił się na zawsze.

Dziś Wzgórzanie wierzą w naturalną skłonność ludzi do siebie. W to, co my, żyjący w zupełnie innym świecie, nazwalibyśmy „chemią” i „zakochaniem”. Powód jest prozaicznie prosty: ludzie, którzy czują ku sobie pociąg będą mieć więcej dzieci. Te zaś są przyszłością Wzgórzan i ich jedyną szansą na przetrwanie. Rzeczywistość Imperium jest okrutna: wiele kobiet umiera w połogu, duża część dzieci nie dożywa wieku sprawnego. Jeżeli pamięć o Księstwie Wzgórz ma przetrwać, jedynym ratunkiem jest postawienie na ilość. Jeżeli dzieci są owocem miłości, Wzgórzanie są gotowi wykrzesać jej z siebie jak najwięcej, dla wspólnego dobra. W ich społeczeństwie nie ma wieloletnich wdowców, wiecznych kawalerów czy starych panien. Nikt nie pozostaje długo sam. Inaczej zginą wszyscy.

Miłość zwycięża wszystko. Może pokona nawet Koniec Świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz