W świecie bez centralnie koordynowanej edukacji, akademie to
niemal niepodległe republiki intelektualistów. Są nieliczne, elitarne i niezbędne.
Cieszą się przywilejami, które wyjmują je spod jurysdykcji władz miejskich a
nawet przedstawicieli władców prowincji i krain. Zajmujące często całe
dzielnice, rządzą się własnymi prawami a nawet wpływają na politykę swoich
regionów. Zwłaszcza żacy są potężną grupą nacisku, gotową chwycić za pałki,
kordy i kamienie by poprzez tumult bronić swoich (i akademii) racji. Wspierani
przez swoich nauczycieli na dworach i w sądach, są potęgą z którą liczą się nie
tylko rajcowie czy burmistrze, ale też hrabiowie i książęta.
W akademiach o pozycji decydują tylko talent i znajomości,
nie zaś urodzenie. Wybitni uczeni dzięki swym zdolnościom zyskują szansę
objęcia stanowiska dziekana, kwestora czy nawet rektora na dany semestr. Za tym
zaś często przychodzą zaszczyty: nominacje na doradców arystokratów, dyplomatów-jurystów
czy osobistych lekarzy władców. Profesura to też znakomita szansa na
nobilitację. Choć wielu wykładowców to ciągle duchowni, coraz częściej świeccy
decydują się na karierę naukową właśnie po to, by wprowadzić swe rodziny w
szeregi szlachty. Wejście do tej warstwy często ułatwiają kontakty z dobrze
urodzonymi studentami. Akademie produkują więc elity nowego świata:
wykształconych absolwentów i ambitnych uczonych.
W dzisiejszym Imperium można wyróżnić trzy rodzaje akademii.
Najstarsze i najbardziej typowe wyrosły z dawnych szkół teologii i prawa, które
w ciemnych wiekach służyły kształceniu urzędników państwowych. Dziś to uczelnie
skupiające się na sztukach wyzwolonych (na tym poziomie geometrii, arytmetyce,
astronomii i rytmice), na poziomie bakalaureatu i prowadzące wykłady dla
magistrantów z prawa, medycyny, teologii i filozofii. Większe z nich nadają też tytuły doktora. Cieszą
się sporymi przywilejami: wybierają własnego rektora, zwykle co semestr, mają własną
straż i sąd oraz flagi, chór i hymn. W Imperium można znaleźć ich blisko
dziesięć, choć większość to dziś wymarłe miasteczka akademickie. Zwykle żyje
tylko jeden lub dwa wydziały, czasem zaś, jak w przypadku resztek Akademii
Agenais, pozostaje tylko biblioteka, pielęgnowana przez ostatnich spośród
żyjących jeszcze profesorów.
Drugi typ akademii to Uniwersytety Większe. W naszych
czasach tylko trzy uczelnie mają takie prawa. To Uniwersytet Eleński, Collegium
Magicum Novum oraz Pentademia w Kaplas. Są to w zasadzie niezależne miasteczka,
odgrodzone od reszty Stolicy murami, posiadające własne straże, sądy i prawa. Każda
taka jednostka ma odmienny ustrój, zwykle jednak najważniejszymi jej organami
są rektor i senat wspomagani przez dziekanów,
czasem też kwestora (Uniwersytet Eleński), czy kustosza (Pentademia). To
potężne instytucje, z którymi związane są setki ludzi. Mają możliwość
prowadzenia kosztownych badań w swoich dziedzinach, często zyskują potężnych
sponsorów. To miejsca, w których wymiana pomysłów przebiega szybko i intensywnie.
Tu odbywają się zażarte dysputy. O ile mniejsze akademie korzystają z pomocy prywatnych
księgarzy, te potężne uczelnie mają własne wydawnictwa, drukujące dużo i w
sporych nakładach. Tu powstają i zyskują popularność nowe idee i wynalazki.
Uniwersytety Większe to temat na oddzielną opowieść.
Trzeci typ uczelni powstał niedawno, w ostatnim półwieczu. To
specjalistyczne szkoły kształcące specjalistów z dziedzin, które dopiero
ostatnio przestały być prostym rzemiosłem. Większość z nich związana jest z
wojskiem, szkoląc oficerów, żeglarzy czy inżynierów. To niewielkie i elitarne
instytucje. Nie nadają one typowych tytułów naukowych, a ich studenci nie są nazywani
żakami (najczęstszym określeniem na nich są „kadeci”). Ich organizacja też
bardziej odpowiada wojskowej niż tej znanej z klasycznej akademii. Mimo
wszystkich odrębności, stały się już częścią systemu edukacyjnego Imperium.
Stopnie naukowe
Bakalaureat (bakałarz) – to najniższy stopień przyznawany
przez niemal wszystkie akademie. Na tym poziomie kończą zwykle edukację żacy
szlacheckiego pochodzenia oraz ci, którzy nie planują kariery naukowej.
Człowiek, który chce być nazywany wykształconym, a któremu nie potrzeba tytułu
medyka, jurysty czy teologa, poprzestaje na bakalaureacie. By zostać bakałarzem
starczy zaliczyć pewien zestaw wykładów (co zajmuje zwykle trzy lata), przedstawić
tezę (zazwyczaj związaną z planowanym dalszym tokiem studiów), a następnie
obronić ją przed atakami trójki wybranych doktorów i profesorów. Pomysł nie
musi być oryginalny, można go zaczerpnąć od klasyka, ale wtedy trzeba się
przygotować na pytania tyczące się jego najbardziej zagorzałych przeciwników i
ich głównych dzieł. Magowie nie znają takiego stopnia, bo nie pozwalają na
zakończenie nauki na tym etapie. Większość bakałarzy kontynuuje naukę, przenosząc
się po obronie z bursy nauk wyzwolonych do oddzielnego budynku przeznaczonego
dla studentów danej specjalizacji mistrzowskiej.
Magisterium (magister, mistrz) – tytuł ten uzyskuje się po
ukończeniu pełnego toku wykładów ze specjalności (co zajmuje kilka lat), a
następnie przygotowaniu odpowiedniej pracy mistrzowskiej. W zależności od
akademii i specjalności może to być rozprawa, krótka lista tez, komentarz do jakiegoś
prawa (czy to miejskiego wilkierza czy dekretu samego Imperatora), a czasami nawet
jakiś majstersztyk. Dzieło zostaje ocenione przez profesorów danego wydziału,
którzy są przy tym zwykle bardzo ostrożni. W końcu magister będzie szczycił się
ukończeniem ich akademii. Taki człowiek jest pełnoprawnym wykonawcą swej
profesji i może cieszyć się wszystkimi związanymi z tym przywilejami.
Doktorat (doctor) – doktorem zostaje specjalista w danej
dziedzinie, który przygotował określoną przez uczelnię liczbę oryginalnych tez
a następnie obronił je publicznie w przytomności profesorów danego wydziału.
Brzmi to banalnie, jednak wcale takim nie jest. Kandydat na doktora często musi
spierać się z innymi znawcami dziedziny przed obliczem ważnych lokalnych
osobistości, czasami nawet samego hrabiego. To tyleż szansa co zagrożenie.
Czasami zdarza się nawet, że dwóch magistrów o przeciwstawnych poglądach musi
stanąć naprzeciw siebie i walczyć o tytuł. Wszak ludzi jest coraz mniej i wcale
nie trzeba tak wielu doktorów.
W wielu profesjach ranga ta otwiera nowe możliwości. Wielką
estymą cieszą się zwłaszcza doktorzy praw (zatrudniani przez kancelarie władców
oraz stanowiący trzon Sędziów Imperialnych) oraz doktorzy medycyny. Większość
tych, którzy obronili swe tezy stara się o zatrudnienie na stanowisku
profesorskim na którejś z uczelni. To jednak droga trudna i pełna wyrzeczeń.
Kolegia profesorskie – profesorami nazywa się tych uczonych,
którzy zostali starszymi wykładowcami w swojej dziedzinie. Zajęcia z młodzieżą
prowadzą czasem nawet co zdolniejsi mistrzowie, ale to ich starsi koledzy są
wyroczniami w swych specjalnościach. By zostać profesorem trzeba jednak
wielkiej siły ducha i determinacji. Po pierwsze trzeba obronić doktorskie tezy
w sposób, który nie zrazi pozostałych członków akademii. Dalej należy wyczuć
odpowiedni moment i zgłosić się do władz uczelni, gdy potrzebować będzie ona wykładowcy.
Trzeci krok to poddanie się ścisłej regule kolegium profesorskiego. Starsi
wykładowcy, zgodnie z antycznym zwyczajem, mieszkają bowiem razem we wspólnym
piętrowym budynku. Otrzymują niewielki pokój, dostęp do biblioteki oraz trzy
posiłki dziennie. W gmachu kolegium obowiązuje zwykle cisza nocna oraz porządek
podobny do klasztornego. Tylko szacownych profesorów o wyrobionej pozycji
furtian wypuszcza na zewnątrz po zmroku. Żacy śmieją się czasem, ze
profesorowie w kolegium mniej mają praw niż oni w swych bursach. Źródłem tego
stanu rzeczy jest fakt, że nawet w naszych czasach przeszło połowa wykładowców
to duchowni, kapłani lub zakonnicy. Ci, którzy chcą założyć rodziny, muszą
wstrzymać się aż do czasu, gdy władze uczelni uznają ich za pełnoprawnych
członków swego grona. Wtedy mogą starać się dyspensę na mieszkanie poza
kolegium, na to jednak niewielu stać. Stąd profesorowie częściej utrzymują
stałe kochanki niż żony i trzyma się bezpiecznych murów kolegium miast szukać
szczęścia poza nimi. Wyjątek stanowią nieliczni uczeni szlacheckiego
pochodzenia.
Znane akademie
Akademia Montsegurska
– spośród uczelni rozsianych po księstwach i baroniach, ta jest bodaj
największa a z pewnością najbardziej znana. Za siedzibę ma półoficjalną stolicę
Laion, miasto intryg, pałaców i przepychu. Centrum wielkiego świata. Zjeżdżają
tu studenci z całego Imperium. Większość żaków to ludzie szlachetnie urodzeni,
którzy szkolą się tu na dyplomatów, równocześnie poznając zawiłości prawa czy
prawidła historii. Płacą oni wcale wysokie czesne. Akademia jest w związku z
tym bogata, profesorowie chodzą w togach ze świetnych materii a rektor ma do
dyspozycji sporą gwardię i niemałe ziemskie włości. Butni żacy, majętni
profesorowie i możliwość prowadzenia niemal dowolnych badań sprawia, że
Akademia Montsegurska z jednej strony chętnie miesza się do polityki swego
księstwa, z drugiej zaś jej profesorom marzy się status prawdziwego Uniwersytetu.
Jak to w Laion, o powodzeniu tych planów zadecyduje wynik Gry.
Szkoła Inżynierska w
Rit – w całym Imperium Rit słynie jako wielkie centrum rzemiosła. Nic więc
dziwnego, że to tam władze Ligi Północnej otworzyły niedawno szkołę dla młodych
wojskowych, którzy będą pełnić w armii rolę inżynierów, saperów i
kwatermistrzów. Większość trafiających tam Biora (rzadko można tam spotkać przedstawicieli
innych Rodów Ligi), to młode pokolenie, urodzone już po Końcu Świata. Żacy są
więc nieco młodsi, niż jest to w zwyczaju na innych akademiach, ale mając na
uwadze koncept szkoły nie jest to dziwne. Nim osiągną pełnoletniość mają być
gotowi, by służyć w najnowocześniejszej machinie wojennej świata ludzi. Poznają
więc pod kierunkiem weteranów Wojny Ostatecznej zasady geometrii, fizyki, arytmetyki
i podstawy alchemii. Trzy razy w tygodniu ćwiczą też fizycznie, by być gotowymi
do służby. Szkoła Inżynierska to na razie eksperyment, ale wkrótce może się
okazać jednym z największych atutów Biora.
Akademia Urzędnicza w
Aude – nowa stolica Ligi Północnej to miasto urzędów, sądów i biurokratów. Biora
starali się zawsze utrzymać zdrową równowagę między działaniem a pokrywaniem
pismem kolejnych stronic. Jest to jednak społeczeństwo, które wymyśliło
samokrytyczne „raporty obywatelskie” oraz produkuje cała masę wniosków i
donosów, które urzędnicy Ligi muszą analizować, a gdy trzeba wszczynać w ich
sprawie odpowiednie postępowanie. Stąd od dłuższego czasu w Aude funkcjonuje
uczelnia zwana dawniej Szkołą a dziś Akademią Urzędniczą. Uczy się na niej
głównie prawa, bjorskiej sztuki retoryki, reguł rządzenia i szybkiego pisania. Pomocniczo
studenci poznają też historię, sztuki wyzwolone i geografię Imperium. Większość
absolwentów tej akademii zostaje urzędnikami w potężnej maszynie
biurokratycznej Ligi, ale wielu skierowanych zostaje do służby dyplomatycznej czy
otrzymuje niskie ale za to samodzielne stanowisko.
Szkoła Oficerska w
Fort Neuf – najstarsza spośród akademii nowego typu, ta szkoła kształci
najlepszych dowódców, jakimi pochwalić się może Laion. Wszyscy jej uczniowie to
szlachta, a wysokie wpisowe stanowi barierę dla wszystkich poza członkami prawdziwie
znacznych rodzin (chyba że książę Avignionet osobiście zwolni wybranego
studenta z tej opłaty, co zdarza się rzadko). Szkoła Oficerska nie jest
uczelnią w sensie ścisłym ale nie stanowi też zwykłego obozu szkoleniowego. Jej
uczniowie, zwani kadetami. odbywają wykłady z weteranami, uczą się historii
wielkich bitew i zasad dyplomacji. Ćwiczą intensywnie szermierkę, jazdę konną
oraz walkę bronią ciężką, typową dla pól bitew. Poznają tajniki budowy i
zdobywania twierdz oraz wykorzystania magów w czasie bitwy. Na najwyższych
latach prowadzą symulowane bitwy i na Pustkowiach uczą się kierować ludźmi. Po
czterech latach nauki dwudziestoletni absolwent należy do najgroźniejszych ludzi w Imperium.
Zna bowiem znaczenia słów dyscyplina i lojalność, a w pamięć głęboko wtłoczone
ma motto szkoły: „Oficer bierze odpowiedzialność za przyszłość swego Rodu”.
Biblioteka rodziny de
Chantel i Akademia Mniejsza – rodzina de Chantel jest znana w Laion ze
swych przepastnych księgozbiorów oraz serii powiedzonek, których myślą
przewodnią jest „nie pozwól, by de Chantel przypomniał sobie o Tobie”. Członkowie
tej linii korzystają w Grze z wiedzy o dawnych grzechach swych przeciwników lub
ich przodków: zdradach, mezaliansach, porażkach i brudnych sekretach. Po Końcu
Świata ocalały dwie linie de Chantel: północna, której głową jest hrabia
Speraux, oraz południowa, strzegąca sekretów Biblioteki. Tej drugiej długo nie wiodło
się zbyt dobrze. Niełaska książęca, złe zbiory i ogromne koszty utrzymania
ksiąg w porządku prowadziły ją na skraj ruiny. Pewnego dnia de Chantel znaleźli
rozwiązanie. Po starannych studiach wybrali dziesięciu wybitnych uczonych, specjalistów
z dziedzin historii, genealogii, geografii, historii muzyki i filozofii.
Zaprosili ich do swojej Biblioteki, co było niespotykanym zaszczytem. Gdy wybrańcy
zagłębili się w bogactwo zebrane przez pokolenia de Chantel i, co ważniejsze
dla ludzi umysłu, spotkali ze sobą nawzajem, nie chcieli opuszczać tego
miejsca. Strach przed obrażeniem gospodarzy i utratą dostępu do niezwykłych
źródeł sprawił, że ściągnęli do siebie najwierniejszych uczniów. Gdy
przyciągnięci sławą zebranych umysłów zaczęli napływać żacy a książę, pod
naciskiem własnych doradców, ufundował im okazały budynek jako miejsce studiów,
narodziła się Akademia de Chantel. Rodzina zaczęła zaś czerpać zyski z
udostępniania zbiorów oraz pobierając czesne od studentów. Ciągle jednak wiedza
jest reglamentowana. Tylko ludzie z krwi de Chantel mają dostęp do wszystkich
zbiorów i tylko oni mają wstęp do magazynów Biblioteki. Nikt nie wie, czy nie
czai się tam więcej niż tylko tajemnice z przeszłości. W każdym razie młoda
akademia rozwija się dynamicznie, ale na razie ma prawo jedynie nadawać stopień
bakałarza. To jednak może się szybko zmienić.
Pentademia Kaplaska –
trzecia co do wielkości uczelnia w Imperium znajduje się naprzeciw Pałacu
Arcykapłana, po drugiej stronie ogromnego antycznego placu zwanego Forum
Pentadei. Ta akademia jest najpoważniejszym ośrodkiem rozwoju teologii i prawa
kanonicznego Kultu. Wykłada się też na niej filozofię, wiedzę o zakazanych
kultach i historię starożytną. Mimo przywiązania do wartości Księgi Proroków, studiuje
się tu też pisma w wymarłych językach. Podobno więcej tu czytających w języku
monarchii niż w Realmie, a na ścianach łaźni kleryków można znaleźć wszystkie znane
współcześnie paremie w staroimperialnym oraz kilka nowych, zgoła
nieprzyzwoitych. Wykładają tu nietuzinkowi ludzie, którym za ciasno było w
murach Szkół Księgi. Studenci zaś dobrze wiedzą, że studia na Pentademii
otwierają przed nimi perspektywy wspaniałej kariery czy to w Pałacu Arcykapłana,
w murach Alma Mater czy jako sekretarz lub intendent u boku jakiegoś
prominentnego Opiekuna. Wiele można jeszcze powiedzieć o Pentademii, ale dość
rzec, że dla młodych i zdolnych jest to najlepsze miejsce dla rozpoczęcia kariery.
Zwłaszcza że lżejsze obyczaje Kaplas pozwalają im nie bać się ostrych rygorów,
z jakimi radzić sobie muszą żacy na prowincjonalnych uczelniach. Przede
wszystkim zaś, co dzieli kler Kultu coraz mocniej, bardzo liberalnie myślą o kwestii
celibatu kapłanów i przyszłości tej instytucji. Jako ludzie nauki, nie wzdrygają
się przed prowadzeniem eksperymentów w tej materii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz