wtorek, 2 października 2012

Edukacja w Imperium: Akademie

W świecie bez centralnie koordynowanej edukacji, akademie to niemal niepodległe republiki intelektualistów. Są nieliczne, elitarne i niezbędne. Cieszą się przywilejami, które wyjmują je spod jurysdykcji władz miejskich a nawet przedstawicieli władców prowincji i krain. Zajmujące często całe dzielnice, rządzą się własnymi prawami a nawet wpływają na politykę swoich regionów. Zwłaszcza żacy są potężną grupą nacisku, gotową chwycić za pałki, kordy i kamienie by poprzez tumult bronić swoich (i akademii) racji. Wspierani przez swoich nauczycieli na dworach i w sądach, są potęgą z którą liczą się nie tylko rajcowie czy burmistrze, ale też hrabiowie i książęta.

W akademiach o pozycji decydują tylko talent i znajomości, nie zaś urodzenie. Wybitni uczeni dzięki swym zdolnościom zyskują szansę objęcia stanowiska dziekana, kwestora czy nawet rektora na dany semestr. Za tym zaś często przychodzą zaszczyty: nominacje na doradców arystokratów, dyplomatów-jurystów czy osobistych lekarzy władców. Profesura to też znakomita szansa na nobilitację. Choć wielu wykładowców to ciągle duchowni, coraz częściej świeccy decydują się na karierę naukową właśnie po to, by wprowadzić swe rodziny w szeregi szlachty. Wejście do tej warstwy często ułatwiają kontakty z dobrze urodzonymi studentami. Akademie produkują więc elity nowego świata: wykształconych absolwentów i ambitnych uczonych.

W dzisiejszym Imperium można wyróżnić trzy rodzaje akademii. Najstarsze i najbardziej typowe wyrosły z dawnych szkół teologii i prawa, które w ciemnych wiekach służyły kształceniu urzędników państwowych. Dziś to uczelnie skupiające się na sztukach wyzwolonych (na tym poziomie geometrii, arytmetyce, astronomii i rytmice), na poziomie bakalaureatu i prowadzące wykłady dla magistrantów z prawa, medycyny, teologii i filozofii.  Większe z nich nadają też tytuły doktora. Cieszą się sporymi przywilejami: wybierają własnego rektora, zwykle co semestr, mają własną straż i sąd oraz flagi, chór i hymn. W Imperium można znaleźć ich blisko dziesięć, choć większość to dziś wymarłe miasteczka akademickie. Zwykle żyje tylko jeden lub dwa wydziały, czasem zaś, jak w przypadku resztek Akademii Agenais, pozostaje tylko biblioteka, pielęgnowana przez ostatnich spośród żyjących jeszcze profesorów.

Drugi typ akademii to Uniwersytety Większe. W naszych czasach tylko trzy uczelnie mają takie prawa. To Uniwersytet Eleński, Collegium Magicum Novum oraz Pentademia w Kaplas. Są to w zasadzie niezależne miasteczka, odgrodzone od reszty Stolicy murami, posiadające własne straże, sądy i prawa. Każda taka jednostka ma odmienny ustrój, zwykle jednak najważniejszymi jej organami są rektor i senat wspomagani przez dziekanów,  czasem też kwestora (Uniwersytet Eleński), czy kustosza (Pentademia). To potężne instytucje, z którymi związane są setki ludzi. Mają możliwość prowadzenia kosztownych badań w swoich dziedzinach, często zyskują potężnych sponsorów. To miejsca, w których wymiana pomysłów przebiega szybko i intensywnie. Tu odbywają się zażarte dysputy. O ile mniejsze akademie korzystają z pomocy prywatnych księgarzy, te potężne uczelnie mają własne wydawnictwa, drukujące dużo i w sporych nakładach. Tu powstają i zyskują popularność nowe idee i wynalazki. Uniwersytety Większe to temat na oddzielną opowieść.

Trzeci typ uczelni powstał niedawno, w ostatnim półwieczu. To specjalistyczne szkoły kształcące specjalistów z dziedzin, które dopiero ostatnio przestały być prostym rzemiosłem. Większość z nich związana jest z wojskiem, szkoląc oficerów, żeglarzy czy inżynierów. To niewielkie i elitarne instytucje. Nie nadają one typowych tytułów naukowych, a ich studenci nie są nazywani żakami (najczęstszym określeniem na nich są „kadeci”). Ich organizacja też bardziej odpowiada wojskowej niż tej znanej z klasycznej akademii. Mimo wszystkich odrębności, stały się już częścią systemu edukacyjnego Imperium.

Stopnie naukowe
Bakalaureat (bakałarz) – to najniższy stopień przyznawany przez niemal wszystkie akademie. Na tym poziomie kończą zwykle edukację żacy szlacheckiego pochodzenia oraz ci, którzy nie planują kariery naukowej. Człowiek, który chce być nazywany wykształconym, a któremu nie potrzeba tytułu medyka, jurysty czy teologa, poprzestaje na bakalaureacie. By zostać bakałarzem starczy zaliczyć pewien zestaw wykładów (co zajmuje zwykle trzy lata), przedstawić tezę (zazwyczaj związaną z planowanym dalszym tokiem studiów), a następnie obronić ją przed atakami trójki wybranych doktorów i profesorów. Pomysł nie musi być oryginalny, można go zaczerpnąć od klasyka, ale wtedy trzeba się przygotować na pytania tyczące się jego najbardziej zagorzałych przeciwników i ich głównych dzieł. Magowie nie znają takiego stopnia, bo nie pozwalają na zakończenie nauki na tym etapie. Większość bakałarzy kontynuuje naukę, przenosząc się po obronie z bursy nauk wyzwolonych do oddzielnego budynku przeznaczonego dla studentów danej specjalizacji mistrzowskiej.

Magisterium (magister, mistrz) – tytuł ten uzyskuje się po ukończeniu pełnego toku wykładów ze specjalności (co zajmuje kilka lat), a następnie przygotowaniu odpowiedniej pracy mistrzowskiej. W zależności od akademii i specjalności może to być rozprawa, krótka lista tez, komentarz do jakiegoś prawa (czy to miejskiego wilkierza czy dekretu samego Imperatora), a czasami nawet jakiś majstersztyk. Dzieło zostaje ocenione przez profesorów danego wydziału, którzy są przy tym zwykle bardzo ostrożni. W końcu magister będzie szczycił się ukończeniem ich akademii. Taki człowiek jest pełnoprawnym wykonawcą swej profesji i może cieszyć się wszystkimi związanymi z tym przywilejami.

Doktorat (doctor) – doktorem zostaje specjalista w danej dziedzinie, który przygotował określoną przez uczelnię liczbę oryginalnych tez a następnie obronił je publicznie w przytomności profesorów danego wydziału. Brzmi to banalnie, jednak wcale takim nie jest. Kandydat na doktora często musi spierać się z innymi znawcami dziedziny przed obliczem ważnych lokalnych osobistości, czasami nawet samego hrabiego. To tyleż szansa co zagrożenie. Czasami zdarza się nawet, że dwóch magistrów o przeciwstawnych poglądach musi stanąć naprzeciw siebie i walczyć o tytuł. Wszak ludzi jest coraz mniej i wcale nie trzeba tak wielu doktorów.
 W wielu profesjach ranga ta otwiera nowe możliwości. Wielką estymą cieszą się zwłaszcza doktorzy praw (zatrudniani przez kancelarie władców oraz stanowiący trzon Sędziów Imperialnych) oraz doktorzy medycyny. Większość tych, którzy obronili swe tezy stara się o zatrudnienie na stanowisku profesorskim na którejś z uczelni. To jednak droga trudna i pełna wyrzeczeń.

Kolegia profesorskie – profesorami nazywa się tych uczonych, którzy zostali starszymi wykładowcami w swojej dziedzinie. Zajęcia z młodzieżą prowadzą czasem nawet co zdolniejsi mistrzowie, ale to ich starsi koledzy są wyroczniami w swych specjalnościach. By zostać profesorem trzeba jednak wielkiej siły ducha i determinacji. Po pierwsze trzeba obronić doktorskie tezy w sposób, który nie zrazi pozostałych członków akademii. Dalej należy wyczuć odpowiedni moment i zgłosić się do władz uczelni, gdy potrzebować będzie ona wykładowcy. Trzeci krok to poddanie się ścisłej regule kolegium profesorskiego. Starsi wykładowcy, zgodnie z antycznym zwyczajem, mieszkają bowiem razem we wspólnym piętrowym budynku. Otrzymują niewielki pokój, dostęp do biblioteki oraz trzy posiłki dziennie. W gmachu kolegium obowiązuje zwykle cisza nocna oraz porządek podobny do klasztornego. Tylko szacownych profesorów o wyrobionej pozycji furtian wypuszcza na zewnątrz po zmroku. Żacy śmieją się czasem, ze profesorowie w kolegium mniej mają praw niż oni w swych bursach. Źródłem tego stanu rzeczy jest fakt, że nawet w naszych czasach przeszło połowa wykładowców to duchowni, kapłani lub zakonnicy. Ci, którzy chcą założyć rodziny, muszą wstrzymać się aż do czasu, gdy władze uczelni uznają ich za pełnoprawnych członków swego grona. Wtedy mogą starać się dyspensę na mieszkanie poza kolegium, na to jednak niewielu stać. Stąd profesorowie częściej utrzymują stałe kochanki niż żony i trzyma się bezpiecznych murów kolegium miast szukać szczęścia poza nimi. Wyjątek stanowią nieliczni uczeni szlacheckiego pochodzenia.

Znane akademie
Akademia Montsegurska – spośród uczelni rozsianych po księstwach i baroniach, ta jest bodaj największa a z pewnością najbardziej znana. Za siedzibę ma półoficjalną stolicę Laion, miasto intryg, pałaców i przepychu. Centrum wielkiego świata. Zjeżdżają tu studenci z całego Imperium. Większość żaków to ludzie szlachetnie urodzeni, którzy szkolą się tu na dyplomatów, równocześnie poznając zawiłości prawa czy prawidła historii. Płacą oni wcale wysokie czesne. Akademia jest w związku z tym bogata, profesorowie chodzą w togach ze świetnych materii a rektor ma do dyspozycji sporą gwardię i niemałe ziemskie włości. Butni żacy, majętni profesorowie i możliwość prowadzenia niemal dowolnych badań sprawia, że Akademia Montsegurska z jednej strony chętnie miesza się do polityki swego księstwa, z drugiej zaś jej profesorom marzy się status prawdziwego Uniwersytetu. Jak to w Laion, o powodzeniu tych planów zadecyduje wynik Gry.

Szkoła Inżynierska w Rit – w całym Imperium Rit słynie jako wielkie centrum rzemiosła. Nic więc dziwnego, że to tam władze Ligi Północnej otworzyły niedawno szkołę dla młodych wojskowych, którzy będą pełnić w armii rolę inżynierów, saperów i kwatermistrzów. Większość trafiających tam Biora (rzadko można tam spotkać przedstawicieli innych Rodów Ligi), to młode pokolenie, urodzone już po Końcu Świata. Żacy są więc nieco młodsi, niż jest to w zwyczaju na innych akademiach, ale mając na uwadze koncept szkoły nie jest to dziwne. Nim osiągną pełnoletniość mają być gotowi, by służyć w najnowocześniejszej machinie wojennej świata ludzi. Poznają więc pod kierunkiem weteranów Wojny Ostatecznej zasady geometrii, fizyki, arytmetyki i podstawy alchemii. Trzy razy w tygodniu ćwiczą też fizycznie, by być gotowymi do służby. Szkoła Inżynierska to na razie eksperyment, ale wkrótce może się okazać jednym z największych atutów Biora.

Akademia Urzędnicza w Aude – nowa stolica Ligi Północnej to miasto urzędów, sądów i biurokratów. Biora starali się zawsze utrzymać zdrową równowagę między działaniem a pokrywaniem pismem kolejnych stronic. Jest to jednak społeczeństwo, które wymyśliło samokrytyczne „raporty obywatelskie” oraz produkuje cała masę wniosków i donosów, które urzędnicy Ligi muszą analizować, a gdy trzeba wszczynać w ich sprawie odpowiednie postępowanie. Stąd od dłuższego czasu w Aude funkcjonuje uczelnia zwana dawniej Szkołą a dziś Akademią Urzędniczą. Uczy się na niej głównie prawa, bjorskiej sztuki retoryki, reguł rządzenia i szybkiego pisania. Pomocniczo studenci poznają też historię, sztuki wyzwolone i geografię Imperium. Większość absolwentów tej akademii zostaje urzędnikami w potężnej maszynie biurokratycznej Ligi, ale wielu skierowanych zostaje do służby dyplomatycznej czy otrzymuje niskie ale za to samodzielne stanowisko.

Szkoła Oficerska w Fort Neuf – najstarsza spośród akademii nowego typu, ta szkoła kształci najlepszych dowódców, jakimi pochwalić się może Laion. Wszyscy jej uczniowie to szlachta, a wysokie wpisowe stanowi barierę dla wszystkich poza członkami prawdziwie znacznych rodzin (chyba że książę Avignionet osobiście zwolni wybranego studenta z tej opłaty, co zdarza się rzadko). Szkoła Oficerska nie jest uczelnią w sensie ścisłym ale nie stanowi też zwykłego obozu szkoleniowego. Jej uczniowie, zwani kadetami. odbywają wykłady z weteranami, uczą się historii wielkich bitew i zasad dyplomacji. Ćwiczą intensywnie szermierkę, jazdę konną oraz walkę bronią ciężką, typową dla pól bitew. Poznają tajniki budowy i zdobywania twierdz oraz wykorzystania magów w czasie bitwy. Na najwyższych latach prowadzą symulowane bitwy i na Pustkowiach uczą się kierować ludźmi. Po czterech latach nauki dwudziestoletni absolwent  należy do najgroźniejszych ludzi w Imperium. Zna bowiem znaczenia słów dyscyplina i lojalność, a w pamięć głęboko wtłoczone ma motto szkoły: „Oficer bierze odpowiedzialność za przyszłość swego Rodu”.

Biblioteka rodziny de Chantel i Akademia Mniejsza – rodzina de Chantel jest znana w Laion ze swych przepastnych księgozbiorów oraz serii powiedzonek, których myślą przewodnią jest „nie pozwól, by de Chantel przypomniał sobie o Tobie”. Członkowie tej linii korzystają w Grze z wiedzy o dawnych grzechach swych przeciwników lub ich przodków: zdradach, mezaliansach, porażkach i brudnych sekretach. Po Końcu Świata ocalały dwie linie de Chantel: północna, której głową jest hrabia Speraux, oraz południowa, strzegąca sekretów Biblioteki. Tej drugiej długo nie wiodło się zbyt dobrze. Niełaska książęca, złe zbiory i ogromne koszty utrzymania ksiąg w porządku prowadziły ją na skraj ruiny. Pewnego dnia de Chantel znaleźli rozwiązanie. Po starannych studiach wybrali dziesięciu wybitnych uczonych, specjalistów z dziedzin historii, genealogii, geografii, historii muzyki i filozofii. Zaprosili ich do swojej Biblioteki, co było niespotykanym zaszczytem. Gdy wybrańcy zagłębili się w bogactwo zebrane przez pokolenia de Chantel i, co ważniejsze dla ludzi umysłu, spotkali ze sobą nawzajem, nie chcieli opuszczać tego miejsca. Strach przed obrażeniem gospodarzy i utratą dostępu do niezwykłych źródeł sprawił, że ściągnęli do siebie najwierniejszych uczniów. Gdy przyciągnięci sławą zebranych umysłów zaczęli napływać żacy a książę, pod naciskiem własnych doradców, ufundował im okazały budynek jako miejsce studiów, narodziła się Akademia de Chantel. Rodzina zaczęła zaś czerpać zyski z udostępniania zbiorów oraz pobierając czesne od studentów. Ciągle jednak wiedza jest reglamentowana. Tylko ludzie z krwi de Chantel mają dostęp do wszystkich zbiorów i tylko oni mają wstęp do magazynów Biblioteki. Nikt nie wie, czy nie czai się tam więcej niż tylko tajemnice z przeszłości. W każdym razie młoda akademia rozwija się dynamicznie, ale na razie ma prawo jedynie nadawać stopień bakałarza. To jednak może się szybko zmienić.

Pentademia Kaplaska – trzecia co do wielkości uczelnia w Imperium znajduje się naprzeciw Pałacu Arcykapłana, po drugiej stronie ogromnego antycznego placu zwanego Forum Pentadei. Ta akademia jest najpoważniejszym ośrodkiem rozwoju teologii i prawa kanonicznego Kultu. Wykłada się też na niej filozofię, wiedzę o zakazanych kultach i historię starożytną. Mimo przywiązania do wartości Księgi Proroków, studiuje się tu też pisma w wymarłych językach. Podobno więcej tu czytających w języku monarchii niż w Realmie, a na ścianach łaźni kleryków można znaleźć wszystkie znane współcześnie paremie w staroimperialnym oraz kilka nowych, zgoła nieprzyzwoitych. Wykładają tu nietuzinkowi ludzie, którym za ciasno było w murach Szkół Księgi. Studenci zaś dobrze wiedzą, że studia na Pentademii otwierają przed nimi perspektywy wspaniałej kariery czy to w Pałacu Arcykapłana, w murach Alma Mater czy jako sekretarz lub intendent u boku jakiegoś prominentnego Opiekuna. Wiele można jeszcze powiedzieć o Pentademii, ale dość rzec, że dla młodych i zdolnych jest to najlepsze miejsce dla rozpoczęcia kariery. Zwłaszcza że lżejsze obyczaje Kaplas pozwalają im nie bać się ostrych rygorów, z jakimi radzić sobie muszą żacy na prowincjonalnych uczelniach. Przede wszystkim zaś, co dzieli kler Kultu coraz mocniej, bardzo liberalnie myślą o kwestii celibatu kapłanów i przyszłości tej instytucji. Jako ludzie nauki, nie wzdrygają się przed prowadzeniem eksperymentów w tej materii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz