Dziś zapraszamy Was do odwiedzenia kilku spośród kalindyjskich osad.
Choć Czarne Mewy są jednym Rodem, to i są silnie wewnętrznie
podzieleni, i to bardziej niż Lajonici. Jak być może wiecie z innych materiałów,
ziemie Kalindy są podzielone na miasta cieszące się silną autonomię. Właściwie
każde miasteczko czy osada może wybrać własny system rządów i stanowić własne
prawa. Mają w tym właściwie tylko dwa ograniczenia: nie mogą ignorować opinii
Strażników Tajemnic a to, co przegłosuje Bunge Nahoda, Wielka Rada Kapitanów, obowiązuje
wszystkich Kalindyjczyków
A zatem bez dalszego zwlekania zajrzyjmy do kilku osad i
zobaczmy, jaki ustrój tam panuje.
Ibeji
Witajcie w Ibeji, jednym z najbardziej wysuniętych na wschód
Kalindyjskich miast. Kiedyś to było dość duże miasto portowe, które handlowało
intensywnie z sąsiadami, w tym Elenitami. Potem jednak ci ostatni stworzyli Królestwo
Płonącego Miecza i zaczęli atakować inne ludy próbując nawrócić je na swoją
wiarę. To odświeżyło wspomnienie o wygnaniu z Azanii. O tym, jak ludzie o
jasnych twarzach i prostych włosach przybyli, by zmusić Kalindyjczyków do wiary
w ich „jedynego" boga.
Wybuchła długa i krwawa wojna. Jeden z lokalnych
szlachciców, Inan, okazał się tak wytrawnym wojownikiem, że ludność Ibeji
uznała go godnym zostanie władcą, gdy jego poprzednik zginął w zamachu
zorganizowanym przez Elenitów. Inan zasiadł na tronie i zaczął narzucać wszystkim
swoją wolę. Był tak silny i bezwzględny, że szlachta szybko mu się podporządkowała
i jedynie obiera spośród siebie kilku na doradców swego wodza.
Gdy Rada Nahoda uchwaliła, że Czarne Mewy przyłączą się do
Imperium, ludność Ibeji nie była zachwycona. Znów pojawili się jacyś bladzi
ludzie i zaczęli wygadywać brednie o innej wierze. Oficjalnie nie można było
się sprzeciwić tej decyzji, ale Ibejikanie znaleźli sposoby na wyrażenie
swojego niezadowolenia i niechęci do przybyszów. Strażnicy Tajemnicy
entuzjastycznie stanęli po stronie lokalnego władcy i jego ludu. Im też
zależało na pozbyciu się heretyków.
Delegacji z Południa zasugerowano, że życie w mieście może
być dla nich nieprzyjemne i dopilnowano, żeby to natychmiast odczuli. Ta grupa musiała się jednak uznać za
szczęśliwców w porównaniu z następnymi grupami podróżników oraz wcześniej
schwytanymi Elenitami.
Na skutek wojny okolice Ibeji były wyludnione. Braowało rąk
do pracy na roli i wykonywania prostych acz ciężkich zawodów. Wtedy to Inan
(albo któryś z jego doradców) wpadł na pomysł, by rozwiązać ten problem jednocześnie
zapewniając miastu spokój od znienawidzonej ludności napływowej: tych o białym
kolorze skóry uznano za podludzi i uczyniono ich niewolnikami. Współcześnie
znaczną część gospodarki opiera się na tych, których porwano z domów lub
pojmano podczas wojen i zakuto w kajdany. Wieści szybko się rozeszły i obecnie
właściwie nie zdarza się, by członek któregoś z innych Rodów Imperium Lainów przypadkiem
trafił do Ibeji.
Jeśli pochodzicie z innego Rodu niż Kalindą, a nieprzychylne
wiatry zaginęły Was do Ibeji, niech bogowie mają Was w swojej opiece!
Kijivu Furaha
Witajcie w Kijivu Furaha, kalindyjskiej osadzie na dalekiej
północy. Ten niewielki port z trzech stron jest otoczony wysokimi stromymi
Górami Zmierzchu. Ludzie tutaj są równie surowi, co przyroda. Już dawno
zarzucili bezskuteczne próby uprawy roli. Ziemia bowiem jest tu skalista a na
dodatek czasem nawiedzana przez potwory, które często włóczą się wzdłuż
magicznej bariery.
W tej sytuacji mieszkańcy Kijivu Furaha widzieli dla siebie
tylko jedno rozwiązanie: bogacić się cudzym kosztem. A może było dokładnie
przeciwnie i to ludzie, którzy wolą zabierać innym owoce ich pracy niż harować
na roli ciągnęli do tej ukrytej między skałami przystani? Zapewne i jednych i
drugich można tu znaleźć, ponieważ Kijivu Furaha stało w tym miejscu jeszcze
przed Końcem Świata, gdy okoliczne tereny nadawały się pod uprawy. To
pojawienie się Gór Zmierzchu zmusiło miejscowych do szukania nowych sposobów na
zarobek. Szybko port zyskał złą sławę i awanturnicy z różnych stron świata
zaczęli tu ściągać, by zostać piratami.
Tajemniczy władca osady, znany tylko jako Wielki Kapitan,
nie zwraca uwagi na pochodzenie śmiałków ani ich płeć. Każdy podchodzi do tych
samych wyzwań mających sprawdzić odwagę, spryt, siłę i oczywiście umiejętności
żeglarskie. Żaden szczur lądowy nie ma prawa mieszkać w Kijivu Furaha. Tylko
tacy, którzy przejdą próby, mogą przyłączyć się do korsarskiej braci i
uczestniczyć w wypływających stąd wyprawach łupieżczych.
Wielki Kapitan na lądzie kieruje się tą samą zasadą, co na
morzu: jego zdanie jest ostateczne i niepodważalne. Żelazną ręką rządzi sporą flotą
szybkich okrętów, które sieją postrach w całym regionie.
Drodzy podróżnicy, jeśli starczy Wam odwagi, możecie w
Kijivu Furaha znaleźć lukratywne zajęcie i dobrych kompanów do picia. Nie
liczcie jednak na to, że któryś z nich odda za Was życie. Oni też tego nie
oczekują.
Vendi
Witajcie w Vendi, dużym porcie na południowym brzegu Morza
Północnego.
To miasto wyróżnia się wśród Kalindyjskich osad
architekturą. Jego większość została zburzona podczas Końca Świata oraz wojny z
Królestwem Płonącego Miecza. Imperator Ethan w podzięce za wkład w działania
wojenne, pomógł w odbudowie Vendi. Słysząc o tym szeroko zakrojonym projekcie,
liczni architekci i artyści z Południa, którzy poszukiwali nowych wyzwań,
przybyli do tego kalindyjskiego portu. Wkład tych ludzi widać na każdym kroku,
przez co Vendi przypomina renesansowe miasta naszej południowej Europy.
Za twórcami przybyli handlarze sprowadzający materiały
niezbędne do realizacji projektów budowlanych i artystycznych. Wraz z nimi wędrowali
geografowie oraz śmiali podróżnicy, którzy chcieli być autorami pierwszych map
i wspomnień z podróży morskich. Vendińczycy z otwartymi ramionami przyjmowali
wszystkich, którzy mieli dość złota, więc wkrótce miasto zwróciło się od ludźmi
z różnych rodów a na ulicach słychać wszystkie mowy Imperium Lainów.
Oczywiście taką sytuację Vendi zawdzięcza światłemu księciu,
który przyjaźni się z rodziną Tippu. To on jako jeden z pierwszych dał się
przekonać do sojuszu z Południowcami. Dostrzegł w tym szansę na odbudowę siły
swojej domeny po tym, gdy Kalindą straciła wiele kontaktów handlowych po
pojawieniu się Gór Zmierzchu.
A zatem, jeśli chcecie uprawiać handel egzotycznymi
towarami, ale nie interesuje Was współpraca z krasnoludami, Vendi będzie
wymarzonym miastem dla Was. Ruszając na Inne Światy, możecie też tu uzupełnić
swoje zapasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz