Wczoraj opowiadałam o Djuerii Tippu, więc warto teraz porozmawiać o jej Rodzie, który jest wyjątkowy ze względu na swoją historię całkowicie odrębną od reszty Imperium Lainów.
Jak wiecie, Kalinda w tej edycji pojawia się po raz pierwszy
jako opcja dla Graczy – wcześniej była tylko wspominana i pojawiło się kilkoro
BNów, wśród których przodków znaleźli się członkowie tej nacji. Wcześniej był
to lud nieznany Biora, Lajonitom, Umjarom i reszcie. Dopiero gdy zdecydowano
się na przeprawę przez Góry Eleńskie, napotkano się na ludzi o hebanowej
karnacji i kruczoczarnych gęstych lokach. Jak łatwo się domyślić po pigmentacji
skóry, daleka północ to nie są regiony pochodzenia Kalindyjczyków. Wiedza na
temat ich pochodzenia jest owiana legendą, którą spróbuję tutaj odtworzyć.
Przed wiekami ten żeglarski lud mieszkał w Azanii nad
gorącym Oceanem (tak nazywało się ich morze) w krainie wiecznego lata. Już
wtedy wielu z nich trudniło się żeglarstwem i połowem ryb. Okoliczne lasy zaś
dostarczały im owoców, mięsa i drewna potrzebnego do budowy statków. Podobno
ich stolicą była ogromna twierdza w pełni stworzona z muszli i innych
materiałów pozyskanych z morza. Wielu ludzi w Imperium uważa to za bajkę, ale
prawdą jest, że nawet teraz potrafią zbudować budynki (zwłaszcza świątynie
swojej bogini Kalindy) ze skamieniałych koralowców.
Z opowieści Kalindyjczyków można by wywnioskować, że Azania
była rajem. Czy tak rzeczywiście było, trudno orzec. Wiadomo natomiast, że
pewnego dnia do tej krainy zaczęli przybywać obcy o znacznie jaśniejszej
karnacji (ciągle jednak ciemniejszej, niż ludzie z Imperium). Nieśli oni na
swych ustach imię innego bóstwa. Domagali się oni, by wszyscy przeszli na ich
wiarę w Jedynego Boga, a nieposłusznych bezlitośnie mordowali.
Kalindyjczycy nie chcieli porzucić swej bogini, więc wsiedli
na statki i ruszyli w morze w nadziei na znalezienie spokojnego miejsca, w
którym mogli by zachować wiarę oraz obyczaje swoich przodków. Wrogowie ruszyli
w pościg, ale w sztormie, który (zgodnie z legendami) zesłała na morze Kalinda,
nie byli w stanie dogonić wytrawnych żeglarzy z Azanii. Wyznawcy Jedynego Boga
zginęli wśród fal, natomiast uciekinierzy zaczęli się wspólnie modlić do swej
Pani. To wtedy z morskiej wody wyłoniła się bogini i stworzyła ogromną bramę,
przez którą spokojnie mogły przepłynąć nawet największe z okrętów.
Nowe morze okazało się o wiele zimniejsze od tego, którym dotychczas płynęli uchodźcy. Również słońce nie grzało tak, jak niegdyś. Mimo to Kalindyjczycy zrozumieli, że ich bogini wskazała im nowy dom. Osiedlili się więc na wyspach i zatokach tego regionu zwanego przez ludność lokalną Morzem Lodowym.
Od tamtych czasów minęły wieki (nikt nie umie powiedzieć,
ile dokładnie), jednak pewne rzeczy w życiu uchodźców z Azanii się nie
zmieniły. Na cześć swojej bogini zwą się Dziećmi Kalindy. Nigdy jej nie porzucą
i zamierzają bronić swojego prawa do czczenia jej. To oczywiście problem w
nowych warunkach, gdzie Kult Pięciu Bogów (samych mężczyzn) uważany jest za
religię państwową i zmusza się mieszkańców Imperium do wyznawania jej. Dla niektórych
Czarnych Mew jest to znak, że nie powinni przyłączać się do ludzi z Południa i
krzywo patrzą na nowe pomysły typu „ród” czy „scentralizowana władza”. Nie mogą
jednak na głos sprzeciwić się wobec Rady Kapitanów, która wybrała drogę dla
Kalindyjczyków.
Po obu stronach Gór Eleńskich pojawiają się też głosy, żeby
do panteonu wcielić nowe, kobiece bóstwa, Panią Życia i Panią Śmierci. To
właśnie był jeden z ostatnich wielkich projektów Gustava Are Biora. Ci, którzy
przeczytali Sąd nad Biora, wiedzą, jak to się dla niego skończyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz