piątek, 26 lutego 2021

Miasta Kalindy

 Dziś zapraszamy Was do odwiedzenia kilku spośród kalindyjskich osad.

Choć Czarne Mewy są jednym Rodem, to i są silnie wewnętrznie podzieleni, i to bardziej niż Lajonici. Jak być może wiecie z innych materiałów, ziemie Kalindy są podzielone na miasta cieszące się silną autonomię. Właściwie każde miasteczko czy osada może wybrać własny system rządów i stanowić własne prawa. Mają w tym właściwie tylko dwa ograniczenia: nie mogą ignorować opinii Strażników Tajemnic a to, co przegłosuje Bunge Nahoda, Wielka Rada Kapitanów, obowiązuje wszystkich Kalindyjczyków

A zatem bez dalszego zwlekania zajrzyjmy do kilku osad i zobaczmy, jaki ustrój tam panuje.

 

Ibeji

Witajcie w Ibeji, jednym z najbardziej wysuniętych na wschód Kalindyjskich miast. Kiedyś to było dość duże miasto portowe, które handlowało intensywnie z sąsiadami, w tym Elenitami. Potem jednak ci ostatni stworzyli Królestwo Płonącego Miecza i zaczęli atakować inne ludy próbując nawrócić je na swoją wiarę. To odświeżyło wspomnienie o wygnaniu z Azanii. O tym, jak ludzie o jasnych twarzach i prostych włosach przybyli, by zmusić Kalindyjczyków do wiary w ich „jedynego" boga.

Wybuchła długa i krwawa wojna. Jeden z lokalnych szlachciców, Inan, okazał się tak wytrawnym wojownikiem, że ludność Ibeji uznała go godnym zostanie władcą, gdy jego poprzednik zginął w zamachu zorganizowanym przez Elenitów. Inan zasiadł na tronie i zaczął narzucać wszystkim swoją wolę. Był tak silny i bezwzględny, że szlachta szybko mu się podporządkowała i jedynie obiera spośród siebie kilku na doradców swego wodza.

Gdy Rada Nahoda uchwaliła, że Czarne Mewy przyłączą się do Imperium, ludność Ibeji nie była zachwycona. Znów pojawili się jacyś bladzi ludzie i zaczęli wygadywać brednie o innej wierze. Oficjalnie nie można było się sprzeciwić tej decyzji, ale Ibejikanie znaleźli sposoby na wyrażenie swojego niezadowolenia i niechęci do przybyszów. Strażnicy Tajemnicy entuzjastycznie stanęli po stronie lokalnego władcy i jego ludu. Im też zależało na pozbyciu się heretyków.

Delegacji z Południa zasugerowano, że życie w mieście może być dla nich nieprzyjemne i dopilnowano, żeby to natychmiast odczuli.  Ta grupa musiała się jednak uznać za szczęśliwców w porównaniu z następnymi grupami podróżników oraz wcześniej schwytanymi Elenitami.

Na skutek wojny okolice Ibeji były wyludnione. Braowało rąk do pracy na roli i wykonywania prostych acz ciężkich zawodów. Wtedy to Inan (albo któryś z jego doradców) wpadł na pomysł, by rozwiązać ten problem jednocześnie zapewniając miastu spokój od znienawidzonej ludności napływowej: tych o białym kolorze skóry uznano za podludzi i uczyniono ich niewolnikami. Współcześnie znaczną część gospodarki opiera się na tych, których porwano z domów lub pojmano podczas wojen i zakuto w kajdany. Wieści szybko się rozeszły i obecnie właściwie nie zdarza się, by członek któregoś z innych Rodów Imperium Lainów przypadkiem trafił do Ibeji.

Jeśli pochodzicie z innego Rodu niż Kalindą, a nieprzychylne wiatry zaginęły Was do Ibeji, niech bogowie mają Was w swojej opiece!

 

Kijivu Furaha

Witajcie w Kijivu Furaha, kalindyjskiej osadzie na dalekiej północy. Ten niewielki port z trzech stron jest otoczony wysokimi stromymi Górami Zmierzchu. Ludzie tutaj są równie surowi, co przyroda. Już dawno zarzucili bezskuteczne próby uprawy roli. Ziemia bowiem jest tu skalista a na dodatek czasem nawiedzana przez potwory, które często włóczą się wzdłuż magicznej bariery.

W tej sytuacji mieszkańcy Kijivu Furaha widzieli dla siebie tylko jedno rozwiązanie: bogacić się cudzym kosztem. A może było dokładnie przeciwnie i to ludzie, którzy wolą zabierać innym owoce ich pracy niż harować na roli ciągnęli do tej ukrytej między skałami przystani? Zapewne i jednych i drugich można tu znaleźć, ponieważ Kijivu Furaha stało w tym miejscu jeszcze przed Końcem Świata, gdy okoliczne tereny nadawały się pod uprawy. To pojawienie się Gór Zmierzchu zmusiło miejscowych do szukania nowych sposobów na zarobek. Szybko port zyskał złą sławę i awanturnicy z różnych stron świata zaczęli tu ściągać, by zostać piratami.

Tajemniczy władca osady, znany tylko jako Wielki Kapitan, nie zwraca uwagi na pochodzenie śmiałków ani ich płeć. Każdy podchodzi do tych samych wyzwań mających sprawdzić odwagę, spryt, siłę i oczywiście umiejętności żeglarskie. Żaden szczur lądowy nie ma prawa mieszkać w Kijivu Furaha. Tylko tacy, którzy przejdą próby, mogą przyłączyć się do korsarskiej braci i uczestniczyć w wypływających stąd wyprawach łupieżczych.

Wielki Kapitan na lądzie kieruje się tą samą zasadą, co na morzu: jego zdanie jest ostateczne i niepodważalne. Żelazną ręką rządzi sporą flotą szybkich okrętów, które sieją postrach w całym regionie.

Drodzy podróżnicy, jeśli starczy Wam odwagi, możecie w Kijivu Furaha znaleźć lukratywne zajęcie i dobrych kompanów do picia. Nie liczcie jednak na to, że któryś z nich odda za Was życie. Oni też tego nie oczekują.

 

Vendi

Witajcie w Vendi, dużym porcie na południowym brzegu Morza Północnego.

To miasto wyróżnia się wśród Kalindyjskich osad architekturą. Jego większość została zburzona podczas Końca Świata oraz wojny z Królestwem Płonącego Miecza. Imperator Ethan w podzięce za wkład w działania wojenne, pomógł w odbudowie Vendi. Słysząc o tym szeroko zakrojonym projekcie, liczni architekci i artyści z Południa, którzy poszukiwali nowych wyzwań, przybyli do tego kalindyjskiego portu. Wkład tych ludzi widać na każdym kroku, przez co Vendi przypomina renesansowe miasta naszej południowej Europy.

Za twórcami przybyli handlarze sprowadzający materiały niezbędne do realizacji projektów budowlanych i artystycznych. Wraz z nimi wędrowali geografowie oraz śmiali podróżnicy, którzy chcieli być autorami pierwszych map i wspomnień z podróży morskich. Vendińczycy z otwartymi ramionami przyjmowali wszystkich, którzy mieli dość złota, więc wkrótce miasto zwróciło się od ludźmi z różnych rodów a na ulicach słychać wszystkie mowy Imperium Lainów.

Oczywiście taką sytuację Vendi zawdzięcza światłemu księciu, który przyjaźni się z rodziną Tippu. To on jako jeden z pierwszych dał się przekonać do sojuszu z Południowcami. Dostrzegł w tym szansę na odbudowę siły swojej domeny po tym, gdy Kalindą straciła wiele kontaktów handlowych po pojawieniu się Gór Zmierzchu.

A zatem, jeśli chcecie uprawiać handel egzotycznymi towarami, ale nie interesuje Was współpraca z krasnoludami, Vendi będzie wymarzonym miastem dla Was. Ruszając na Inne Światy, możecie też tu uzupełnić swoje zapasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz