wtorek, 19 stycznia 2021

Sędzia Di - kryminał w orientalnym klimacie

 Ostatnio dużo myślałam i mówiłam o Biora, wśród których jednym z ciekawszych i bardziej charakterystycznych zawodów jest sędzia imperialny. Jeździ taki mężczyzna po przypisanym mu regionie i rozsądza wszelkie dysputy, przez co czasem można się na niego natknąć przez przypadek, gdy podróżuje. Odnoszę wrażenie, że ta ścieżka kariery jest rzadko obierana przez osoby grające w Dwory Końca Świata, choć daje ciekawe możliwości.

Czemu o tym piszę? Bo rozmowy o nich przywiodły mi na myśl serię kryminałów, które czytałam kilka lat temu: seria o sędzim Di autorstwa van Gaulika.

Tak, autorem jest Europejczyk. Ale był z wykształcenia sinologiem, który przetłumaczył chiński kryminał. Podobno stwierdził wtedy, że fajnie by było, gdyby ktoś z Zachodu napisał taki kryminał. I w końcu sam stworzył taką serię.

W kolejnych tomach spotykamy sędziego Di na różnych szczeblach kariery, któremu pomagają jego zaufani podwładni. Za każdym razem czytelnik towarzyszy mu podczas rozwiązywania kilku zagadek jednocześnie. Oczywiście nic tu nie powiem ani o ich naturze ani o rozwiązaniach.

Natomiast chętnie opowiem o całej reszcie.

Rzecz dzieje się w starożytnych Chinach. Jakoby za dynastii Tang, ale podobno wiele aspektów kultury pochodzi z późniejszych czasów. Przyznaję, że nie studiowałam realiów poszczególnych epok Państwa Środka, więc trudno mi się do tego ustosunkować. Osobiście uważam, że przedstawiony świat jest ciekawy i intrygujący przez swoją odmienność. Co więcej, chińska obyczajowość potrafi prowadzić do zaskakujących zwrotów akcji. Mnie ten klimat urzekł.

Czytałam opinię, że sędzia Di nie ma charakteru. Nie zgodzę się z tym: ma swoje własne cechy i wyraża je na tyle, na ile pozwala mu jego pozycja społeczna i silną formalizacja postępowania oficjeli. To dzięki swojej osobowości gromadzi wokół siebie drużynę pomocników, którą uważam za mocną stronę tej serii książek. To nie jest Sherlock Holmes z Watsonem, który przez znaczną część przygód jest potrzebny po to, żeby brytyjski detektyw czasem na głos coś wyjaśnił i żeby był wielbiony. Ci Chińczycy, wśród których znajdziemy i byłego szulera i rozbójnika, autentycznie chodzą, dowiadują się i załatwiają różne sprawy. Później zaś raportują sędziemu. Dzięki temu mamy tu do czynienia z prawdziwą drużyną śledczych (ech, to rpgowe myślenie...), w której każdy ma swoją rolę i jest potrzebny.

Dodatkową zaletą pomocników jest to, że na koniec sędzia Di sadza ich wszystkich razem i opowiada o tym, co zaszło. Przy dużej liczbie wątków i postaci takie krótkie wyjaśnienie, kto i dlaczego popełnił zbrodnię, jest przydatne.

Podsumowując, jest to seria kryminałów, które stanowią przyjemną odmianę w obrębie swojego gatunku. Zaznaczam tylko, że nie jest to literatura wysoka z głębokimi sensami. Takie czytadła, których wszystkie 10 pochłonęłam podczas tygodniowych wakacji.

Teraz idę poszukać tej książki, którą van Gaulik przetłumaczył z chińskiego na angielski. Jestem bardzo ciekawa, jak bardzo różnią się tamtejsze kryminały od Zachodnich. Jeśli uda mi się zdobyć tę książkę, obiecuję podzielić się wrażeniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz