Ostatnio dużo myślałam i mówiłam o Biora, wśród których jednym z ciekawszych i bardziej charakterystycznych zawodów jest sędzia imperialny. Jeździ taki mężczyzna po przypisanym mu regionie i rozsądza wszelkie dysputy, przez co czasem można się na niego natknąć przez przypadek, gdy podróżuje. Odnoszę wrażenie, że ta ścieżka kariery jest rzadko obierana przez osoby grające w Dwory Końca Świata, choć daje ciekawe możliwości.
Czemu o tym piszę? Bo rozmowy o nich przywiodły mi na myśl
serię kryminałów, które czytałam kilka lat temu: seria o sędzim Di autorstwa
van Gaulika.
Tak, autorem jest Europejczyk. Ale był z wykształcenia
sinologiem, który przetłumaczył chiński kryminał. Podobno stwierdził wtedy, że
fajnie by było, gdyby ktoś z Zachodu napisał taki kryminał. I w końcu sam
stworzył taką serię.
W kolejnych tomach spotykamy sędziego Di na różnych
szczeblach kariery, któremu pomagają jego zaufani podwładni. Za każdym razem
czytelnik towarzyszy mu podczas rozwiązywania kilku zagadek jednocześnie. Oczywiście
nic tu nie powiem ani o ich naturze ani o rozwiązaniach.
Natomiast chętnie opowiem o całej reszcie.
Rzecz dzieje się w starożytnych Chinach. Jakoby za dynastii
Tang, ale podobno wiele aspektów kultury pochodzi z późniejszych czasów.
Przyznaję, że nie studiowałam realiów poszczególnych epok Państwa Środka, więc
trudno mi się do tego ustosunkować. Osobiście uważam, że przedstawiony świat
jest ciekawy i intrygujący przez swoją odmienność. Co więcej, chińska
obyczajowość potrafi prowadzić do zaskakujących zwrotów akcji. Mnie ten klimat
urzekł.
Czytałam opinię, że sędzia Di nie ma charakteru. Nie zgodzę
się z tym: ma swoje własne cechy i wyraża je na tyle, na ile pozwala mu jego
pozycja społeczna i silną formalizacja postępowania oficjeli. To dzięki swojej
osobowości gromadzi wokół siebie drużynę pomocników, którą uważam za mocną
stronę tej serii książek. To nie jest Sherlock Holmes z Watsonem, który przez
znaczną część przygód jest potrzebny po to, żeby brytyjski detektyw czasem na
głos coś wyjaśnił i żeby był wielbiony. Ci Chińczycy, wśród których znajdziemy
i byłego szulera i rozbójnika, autentycznie chodzą, dowiadują się i załatwiają
różne sprawy. Później zaś raportują sędziemu. Dzięki temu mamy tu do czynienia
z prawdziwą drużyną śledczych (ech, to rpgowe myślenie...), w której każdy ma
swoją rolę i jest potrzebny.
Dodatkową zaletą pomocników jest to, że na koniec sędzia Di
sadza ich wszystkich razem i opowiada o tym, co zaszło. Przy dużej liczbie
wątków i postaci takie krótkie wyjaśnienie, kto i dlaczego popełnił zbrodnię,
jest przydatne.
Podsumowując, jest to seria kryminałów, które stanowią
przyjemną odmianę w obrębie swojego gatunku. Zaznaczam tylko, że nie jest to
literatura wysoka z głębokimi sensami. Takie czytadła, których wszystkie 10
pochłonęłam podczas tygodniowych wakacji.
Teraz idę poszukać tej książki, którą van Gaulik
przetłumaczył z chińskiego na angielski. Jestem bardzo ciekawa, jak bardzo
różnią się tamtejsze kryminały od Zachodnich. Jeśli uda mi się zdobyć tę
książkę, obiecuję podzielić się wrażeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz